- Zwykle nie robię takich rzeczy. kapeluszem, a okrągłą figurę zamaskowała wieczorową suknią w kolorach rdzy i beżu. Mogła własną prośbę, został moim uczniem. Westchnęła cicho i sięgnęła po filiżankę. Nie mogła sobie przypomnieć, ile razy Z westchnieniem spojrzała na Santosa. On także starał się nie okazywać bólu, widziała jednak jego rozpacz, nieukojone cierpienie. Rozumiała go i była z nim całym sercem. gotów jest tak wiele zaryzykować, żeby ją posiąść na własność. - Tak czy inaczej, bałagan istnieje. - Znam trochę życie. - Rick pewnie prowadził wóz wąską, krętą drogą. - Co mogę pomyśleć, spotykając w środku nocy takiego dzieciaka, jak ty? Coś tu nie gra. Puściłeś się w świat szukać szczęścia, mam rację? - Nie czekając na odpowiedź Victora, dodał: - Mogę ci pomóc, dać ci nocleg na jakiś czas i tak dalej... - Lily? - Dobrze się czujesz? A potem ruszyli ramię w ramię do samochodu. nie przyszło jej do głowy, że w pałacu Kilcairna mieszka w nadzwyczajnych warunkach. Nie własną prośbę, został moim uczniem. — Zaczęłam nasłuchiwać. Usiadłam na łóżku. Ty oczy-
Dokoła wirował kurz. Bentz w jednej chwili sięgnął na tylne siedzenie, porwał torebkę. że nikt nie usłyszy jej krzyków, ale to chyba kłamstwo. O1ivia rozróżniała krzyki mew i głosy Znowu zniknęła za drzwiami. Bentz przechadzał się po kantorku, przyglądając się ulotkom – Obawiasz się, że wsadzi cię do czubków? – Montoya uniósł brwi. wierzgała. będzie miał siniaki. Czuł też strumyk ciepłej krwi spływający po goleni. Musiała zasnąć, bo otworzywszy oczy, ze zdumieniem ujrzała słońce wschodzące nad Idąc wzdłuż ściany, zerkając przez nieliczne brudne szyby, które jeszcze zostały w – Odsłuchałem twoją wiadomość – zaczął Bentz. - Nie zrobiłabyś nic, co zaszkodziłoby śledztwu? - zapytał. - Co takiego? - zapytała gwałtownie. - Słyszałaś, co powiedziałem. - Pieprz się, Reed. Wiesz, jaka jestem. - W tym właśnie problem. - Wstał i poczuł, jak Sylvie zmraża go swoim spojrzeniem. - Naginasz zasady bardziej niż ja. Spojrzała na zegarek. - Muszę wyjść. Jest sobota. Przegapiłam mecz pitki nożnej, w którym gra moja córka. Nie pierwszy raz. - Glina nie ma weekendów. - Za to ma bajeczną pensję, wysokie premie i jest sławniejszy niż gwiazdy rocka - odparowała. - Dzwoniła do mnie Madonna, chciała się zamienić. Właśnie się nad tym zastanawiam. Powiedziałam, że oddzwonię. Reed roześmiał się. Poszedł do swojego gabinetu, zastanawiając się, co psychiatra powiedziałby o jego partnerce. Albo o pani Bandeaux, jeśli to, co mówiła Morrisette, było prawdą. Próbował nie myśleć o Caitlyn Bandeaux jak o głównej podejrzanej, ale przeczucie, że jest w tę sprawę zamieszana, nie chciało go opuścić. Od służącej Bandeaux dowiedział się, że Caitlyn, porzucona przez męża czy nie, była częstym gościem w jego domu. Kiedyś tam mieszkała i pewnie wciąż miała klucze, bo Bandeaux nie zmienił zamków. Jeśli wierzyć kieliszkom w zmywarce, tamtej nocy w domu Bandeaux była kobieta; różowa szminka przypominała tę, którą miała dzisiaj na ustach Caitlyn, ale może to zwykły zbieg okoliczności. Bez dokładnego badania trudno stwierdzić. Istnieją setki odcieni różowych szminek, albo nawet tysiące. Najważniejsze, że nie miała wiarygodnego alibi. Dzisiaj rano wydawało mu się, że jest w szoku i przeżywa stratę męża, ale też że coś ukrywa, jakąś tajemnicę. Pracując w policji w San Francisco, wiele razy widział, jak ludzie kłamią, i umiał to rozpoznać. Ale to mogło być samobójstwo, mimo wszystko. Włączył lampkę na biurku. Postawiłby swoją miesięczną pensję na to, że Caitlyn Montgomery nie przeszłaby pozytywnie testu na wariografie. Kłamała na temat tego, co wydarzyło się zeszłej nocy; Reed był tego pewien. Musiał tylko dowiedzieć się, dlaczego. Rozdział 6 Zadzwonił telefon. Caitlyn pomyślała, że to może Kelly, i popędziła do kuchni. Omal nie wpadła na Oskara, chwyciła słuchawkę i zauważyła, że na ekranie nie wyświetliło się żadne imię ani numer dzwoniącego. - Słucham? - Dzień dobry. Czy rozmawiam z Caitlyn Bandeaux? - zapytał nieznajomy kobiecy głos. Caitlyn wyprostowała się, czujna i spięta. - Tak, słucham. - Cieszę się, że panią zastałam. - Głos brzmiał przyjaźnie. Wesoło. Podejrzanie. To nie był odpowiedni dzień ani na wesołość, ani na podlizujące się nieznajome głosy. - Nazywam się Nikki Gillette, pracuję dla „Savannah Sentinel”. Wiem, przez co pani teraz przechodzi, proszę przyjąć moje kondolencje z powodu śmierci męża. Na tę myśl ogarnia mnie przyjemne ciepło. Odbicie mruga do mnie. Albo czekała. ukłucie w sercu. Czy popełnił błąd? Czy w tym grobie leżą zwłoki innej kobiety? Wpatrywał prześlizgnął się pod poręczą i pobiegł w stronę zarośli. Na skraju żywopłotu odwrócił się i – Wyprzedzaj, kretynie – mruknęła roztargniona, wpatrzona w lusterko. SUV miał
©2019 na-pieniadze.sejny.pl - Split Template by One Page Love