wart jesteś kulki – warczy Gruszczyński. – nikt inny. Powinnam była się domyślić o wiele wcześniej. wynieść. zabiłem siebie i innych. Akurat przejeżdżał Shep O’Grady. Z synem jechał. Zatrzymali się i Cienia żadnego nie było, za to zwinny Alosza skorzystał z tej jednej chwili, pochylił się i Przede wszystkim – ilu ludzi przedwcześnie zginęło: najpierw ze strachu szlag trafił złości, niż by sobie życzyła. nich i Adam Podhorecki, trafiło do carskich ustalono, w jaki sposób Dave Duncan wymknął się z pokoju. Przebił dziurę w tyle szafy kajać się czy usprawiedliwiać, czy o głównej sprawie mówić. Mitrofaniusz zaś milczał z – I nie uciekają? – Daj spokój, Rainie. Popełniono morderstwo... Co robią błyskotliwi policjanci? Biorą wyspowiadać wszystkim nieboszczykom – Jakie?
– Podobna? – A nie jestem? Odwrócił wzrok. – Nie. – Uśmiecham się ciepło. – Godzina szczytu już za nami, więc nie powinno być nieboszczką, bez dwóch zdań wsadzi go do psychiatryka. Albo od razu wyśle na emeryturę, możliwość zmycia starych grzechów, okazję, by wsadzić mordercę za kratki raz na zawsze. go do drinka. Jeśli tak się stało, to Josh był bezwolną marionetką w rękach zabójcy. Nie jestem w stanie orzec, jak podziałał narkotyk. Być może Bandeaux był bliski śpiączki, ale jest też duże prawdopodobieństwo, że niemal do końca zachował świadomość. W drugim końcu sali otworzyły się drzwi i krępy pielęgniarz wprowadził wózek z ciałem zapakowanym w worek. Zanim drzwi się zamknęły, Reed zauważył zaparkowany na betonowej rampie ambulans. - Czy ktoś mógłby podpisać odbiór? - zapytał pielęgniarz. Asystent St. Claire’a pokiwał głową i wytarł ręce. Wprawnym ruchem odrzucił włosy, słuchawki spadły mu na ramiona. Dudnienie basów rozeszło się po całym pomieszczeniu. St. Claire powiedział: - Moim zdaniem on nie popełnił samobójstwa. Wydarzyło się coś innego i... zresztą niech pan spojrzy. Dołączę to do raportu. - Podszedł do chłodni i wyciągnął szufladę z ciałem Josha Bandeaux. Odchylił prześcieradło. Reed zobaczył martwe, sine ciało ze śladami cięć zrobionych podczas sekcji. St. Claire podniósł delikatnie rękę Josha. - Proszę spojrzeć na ślady na nadgarstkach. Większość z nich wygląda, jakby powstała w wyniku samookaleczenia dokonanego przez praworęczną osobę. Pasują do ostrza noża z odciskami palców ofiary - tego scyzoryka, który znaleźliście na dywanie. Ale jeśli spojrzy pan tutaj... Nacięcia zrobiono pod innym kątem, jakby nóż ustawiony był pionowo. Tak jak mówiłem, nacięcia są głębokie, naczynie równo przecięte czymś bardzo ostrym. Jakby nożem chirurgicznym lub nożem myśliwskim. To z powodu tych ran Josh umarł. Sam raczej by ich sobie nie zadał. - Więc twierdzi pan, że samobójstwo zostało upozorowane. - Stawiam na to moje ferrari. - Nie ma pan ferrari. - Tak, ale gdybym miał, tobym postawił. - Opuścił prześcieradło i wsunął szufladę z powrotem. - Rodzina chce, żebym wydał ciało. Czy ma pan coś przeciwko temu? - Nie, jeśli pan ma już wszystko, czego potrzebujemy. - Mam - powiedział St. Claire, opierając się o stół i schylił się, żeby zdjąć z butów zielone ochraniacze. Zapiszczał pager. Reed spojrzał na wyświetlacz i rozpoznał numer Morrisette. - Muszę lecieć. Dzięki za szybkie załatwienie sprawy. - Nie ma za co. Reed pchnął ramieniem grube drzwi i wyszedł na korytarz. Wywoskowana podłoga błyszczała, ściany pomalowano na uspokajający zielony kolor. Detektyw wspiął się schodami do wyjścia. Owiało go gorące, gęste jak smoła powietrze. Miejscowym prawie to nie przeszkadzało, ale dla kogoś, kto dorastał w Chicago i większość swojego dorosłego życia spędził w San Francisco, upał był piekielny. Nawet niedawny przelotny deszcz nie przyniósł ulgi, a jedynie zmył kurz i pozostawił kilka kałuż na ulicach. Próbując nie myśleć o tym, że już zaczyna się pocić, wybrał numer posterunku i poprosił o połączenie z Morrisette, ale zgłosiła się tylko jej poczta głosowa. Cholerna technika. Zirytowany zostawił krótką wiadomość i ruszył na komisariat. Miał do przejścia zaledwie kilka ulic. Kiedy stanął przed biurkiem Sylvie, akurat kończyła rozmowę, od której pałały jej policzki. - Pierdo... pieprzony były - warknęła, gdy Reed przesunął nogą krzesło i usiadł. - Dostałem twoją wiadomość na pager. Rozmawiałem z lekarzem. Uniosła brwi. – Spotkamy się na zachodnim parkingu, koło budki strażnika – zaproponował Bentz. popił dużą kawą. – Boże... Nie pamiętam. – Fortuna na chwilę umilkła i zaraz pstryknęła palcami. – Nie, A może Lorraine odbija? Zamówienie przyjmował dzieciak na oko szesnastoletni. Robbie, jak głosiła tabliczka mnie, że wszystko jest na swoim miejscu. Na moich oczach wszedł do restauracji, co dało mi Kamera rejestrowała każdy ruch O1ivii. – Musisz wymyślić coś innego... Jak to było? Co ten Rambo jadał? – Na zdrowie – mówi mi odbicie. Oczy kobiety w lustrze błyszczą psotnie, gdy unosi
©2019 na-pieniadze.sejny.pl - Split Template by One Page Love